Fenomen „Emblematu” II…

15 stycznia 2010

Kolejna część wywodu na temat nowego filmu Jamesa Camerona, tym razem już po obejrzeniu (może zawierać spojlery):

Zacząć chciałbym od braw dla autorów… trailera. Jest on zrobiony tak, że widz ma wrażenie, że film to nieustanna, ciekawa akcja. Lecz jest ździebko inaczej, akcja występuje w zasadzie tylko pod koniec filmu co jest, jak dla mnie, minusem sporym, bo skoro film to kinówka nastawiona na akcję akcji nie ma. No cóż. Sprawa druga – fabuła wybitna jakaś nie była, epickie momenty w stylu zjednoczenia wszystkich klanów były po prostu przeciętne, nie wzruszyły moich emocji. Do tego fabuła była przewidywalna, główny bohater jest wybrańcem, ‚dobro’ wygrywa, główny bohater zostaje ocalony, córka wodza się w nim zakochuje etc. Muzyka Jamesa Hornera również na kolana nie powaliła.

Żeby  nie było, że podaje tylko wady – film ma świetne efekty, jest fajną bajką, lubiani przeze mnie aktorzy (Sam Worthington, Michelle Rodriguez, Giovanni Ribisi) i polecam obejrzenie, lecz niestety jednorazowe.

Podsumowanie krótkie: kinówka, warta zobaczenia raz w kinie, fajni aktorzy, świetne efekty, reszta średniawa. Film OK jak na kino, w zaciszu domowym średniak. I warto pamiętać, że trailery nie zawsze mają rację, w przeciwieństwie do pierwszych przeczuć…


Fenomen „Emblematu”…

13 stycznia 2010

Sam do filmu podchodziłem od początku sceptycznie – recenzja Avatara (gry) w pewnej dobrze znanym czasopiśmie nastawiła mnie do niego dość negatywnie, ot kolejna nudna gra o nudnym świecie, nudnej fabule i nudnym gameplayu. Parę dni później zaczęła się wielka fala reklamowa, wszyscy wiedzieli już o Avatarze, wszyscy o nim mówili, wszyscy chwalili. A propos chwalenia – reklamówka oczywiście koncentruje się na pokazaniu, że reżyserem filmu jest sam James Cameron – reżyser Tytanica czy Terminatora. Ale cóż, mi to osobiście rybcia czy w mojej drużynie gra Xavi, skoro chrzani, pieprzy i soli wszystkie akcje. Moja opinia była niezmienna przez spory okres czasu – zwykła kinówka nastawiona na efekty. Później nieco się pogorszyła przez pewien artykuł na JoeMonsterze, aż wreszcie nastąpił przełom…

A była nim zwykła opinia znajomego, który stwierdził, że film jest wyśmienity i ma zamiar iść na niego drugi raz. Mówię, że skoro tak mówią, to może faktycznie taki jest i obejrzałem trailer. Wtedy moje podejście przeżyło jazdę na diabelskim młynie, pełny obrót. Trailer był niesamowity, głównie z powodu świetnej muzyki (gratulacje dla Audiomachine), ale również samego wykonania trailera. Od razu powiedziałem, że idę na ten film. I w tym momencie, moje zdanie zlało się z innymi.