O śmierci prezydenta prawd trochę…

26 kwietnia 2010

Ciut z opóźnieniem, ale jednak.

Dnia 10 kwietnia prezydencki Tupolew rozbił się w lotnisku pod Smoleńskiem. To już wiecie, tak? To oszczędzi mi głupiego powtarzania informacji zaczerpniętych z mediów. W tym momencie większość zna cała historię, dzięki powtarzającym (w okresie żałoby) ciągle swoje wypociny telewizjom. Tak więc, prezydent umarł, jest wielkim bohaterem narodu (o czym za moment), razem z nim 95 osób, które zeszły tak jakby na drugi plan. A szkoda, bo razem z nim z tego świata odeszło bardzo wielu świetnych ludzi, jak na przykład przywódcy Sił Zbrojnych.

Sama wieść o wypadku Tu-154 zaczęła budzić ciekawość jak to się stało, a my, Polacy, nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie potworzyli trochę teorii spiskowych, nie pozwalali nieco winy na Rosjan (przecież to w Rosji było, to ich wina, ich drzewko, ich lotnisko, ich mgła, toż to zamach był!) i generalnie narobili dużo zamieszania.
Koncepcji było kilka jak wadliwy samolot (obalony przez odczyt czarnych skrzynek), lotnisko niewyposażone w system ILS, błąd pilota i warunki pogodowe. Osobiście stawiam na błąd pilota (no bo po co tutaj lądować?) połączony z uporczywą mgłą.

Z samym prezydentem kontrowersji było więcej. W piątek, w przeddzień wypadku, duża część społeczeństwa śmiała się z niego, wyzywając, tworząc filmiki, przeróbki, fotomontaże (kto szuka, ten znajdzie), natomiast w po jego śmierci wszyscy zaczęli obwieszać go laurami, o to jakim świetnym był człowiekiem, politykiem, ile dobrego zrobił, jaki to świetny był itd. Ja rozumiem szacunek dla zmarłego, ale nie ubarwiajmy rzeczywistości, politykiem dobrym to on nie był.
Gdy wszyscy myśleli, że po sporach już pozamiatane wystąpiło wielkie oburzenie o pochówek prezydenta na Wawelu, nawet Wajda napisał petycję (niepotrzebną, ale dobrą). Moim zdaniem nie ma co tego rozgrzebywać, decyzja została podjęta zanim była ogłoszona, lecz szkoda, że bez opinii kraju.

Tym samym kończę mój wywód z nadzieją, że nikogo nie zanudziłem.